Przejdź do głównej zawartości

Dzisiejsza wizyta w OA

Mina mi zrzedła. Podskórnie czuję, że coś jest nie tak. Intuicja znowu zaczyna wiercić dziurę w brzuchu… Może tym razem jednak wziąć ją pod uwagę?

Ponieważ nie dzwonimy i nie odwiedzamy naszego ośrodka, w myśl zasady cierpliwego czekania i nie narzucania się, postanowiliśmy dzisiaj zajechać i dowiedzieć się co u nich słychać. A w zasadzie, od jakiegoś czasu jest we mnie dziwny podszept („pojedź, pojedź, pojedź”), który próbowałam zagłuszać („ale po co, przecież nasza kolej dopiero za rok”). Od czasu szkoleń jesteśmy nastawieni na 3 letnie oczekiwanie (choć mówiono nam o 2-3 latach, od razu wyszliśmy z założenia, że nie będzie to okres krótszy niż 3 lata), także dzisiejsza wizyta nie była oznaką zniecierpliwienia a jedynie ciekawości na czym ośrodek stoi.

To co usłyszeliśmy nie napawa optymizmem. Od czasu naszej ostatniej bytności (czyli okres szkoleń) nie zmieniło się nic. Absolutnie nic. Nadal na adopcję oczekują rodziny ze stycznia 2015 roku. Co więcej, dzieci do adopcji nie ma, w ogóle. I nie mówię tylko o maluszkach, które generalnie się pojawiają, ale nie zostają nawet zgłoszone do ośrodka, bo wędrują do rodzin zastępczych, które dopiero w trakcie opieki nad dzieckiem przechodzą jakiś przyśpieszony kurs, a później się już w tych rodzinach ostają. Dzieci nie ma wcale i… będzie jeszcze gorzej. Powiedziano nam, że tak jest w całej Polsce. Ale czy na pewno? W całym kraju nie została przeprowadzona ani jedna adopcja w przeciągu 3 lat?

Zapytałam czy są przeprowadzane u nich kolejne szkolenia na rodziców adopcyjnych, skoro jest taki zastój. Tak, oczywiście, regularnie. Mam tylko nadzieję, że nowo zgłaszający się kandydaci są rzetelnie informowani o obecnej sytuacji ośrodka. Na koniec podpowiedzieli, że możemy pozgłaszać się do innych ośrodków w Polsce opisując, że mamy ukończone kursy, kwalifikację. Ponoć małżeństwa tak robią często.

Cierpliwości nam nie brakuje, jesteśmy w stanie czekać tyle ile trzeba. Jednak trzeba wiedzieć, że czekanie ma sens, prowadzi do czegoś. Teraz tej pewności nie ma. Tak jak przy pierwszych spotkaniach gwarantowano, że wcześniej czy później (raczej później) dziecko się pojawi, tak teraz jest jedna wielka niewiadoma i ośrodek zagwarantować niczego nie może.

Szczerze pisząc, mam mętlik w głowie. Muszę to wszystko przemyśleć, przemodlić.

Komentarze

  1. Niestety ale jest prawdą to, że OA szkolą więcej par niż mają udanych przysposobień. Jest o tym nawet w ostatnim raporcie NIK.
    Liczba przysposobień jest właściwie co roku stała (~3000) ale ilu nowych kandydatów sie co roku szkoli??... Takich statystyk nie znalazłem.
    Nam też swego czasu zasugerowano "poszukanie sobie" innego OA - z dala od dużych ośrodków miejskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I człowiek głupieje. Chwilowo nie wiem jak to ma wyglądać dalej... Od początku cały proces w innym ośrodku zaczynać? I co jak ponownie trafi się na ośrodek z jakąś blokadą po środku (czy można to gdzieś sprawdzić, zweryfikować?)?

      Usuń
    2. @Matecznik K.
      Raczej trudno będzie to sprawdzić. Trzeba zdać sie na ludzi i mieć do nich zaufanie...
      My trafiliśmy do OA 300km od domu i poszło.

      Usuń
    3. U nas odległości do innych oa zaczynają się od 250km, ale jak trzeba będzie to i całą Polskę przejedziemy ;)

      Usuń
  2. Ależ do ośrodka trzeba dzwonić! Może nie codziennie, bo podciągną to pod napastowanie, ale jest to też częścią pewnego ich testu jak bardzo Wam zależy. Przez ten okres oczekiwania potrafi się wiele zmienić, czasem nawet ludzie rezygnują, więc dzwońcie i pytajcie. Wiem to z pierwszej ręki, z ośrodka.
    U nas w ośrodku ostatnio dostała dziecko para, która czekała kilka miesięcy, a nie dostały jeszcze dzieci takie, które czekają od 2 lat. Rodziców dobierają do dziecka, akurat tu chodziło o rehabilitację, a ta para mogła temu dziecko zapewnić najlepszą opiekę. Także może być różnie. Nam też mówiono, że dzieci nie ma, że są chore itd. Fakt, że wtedy było inaczej, tych adopcji było więcej, dziś liczba ta spada dramatycznie, ale trzeba wierzyć, że ktoś tam na Górze wie co robi.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @izzy
      Na jakiej podstawie twierdzisz, że liczba adopcji "spada dramatycznie"?
      W 2017 r w całej Polsce nowy dom znalazło 2886 dzieci. Najwięcej przysposobień było w 2013 - około 3500.

      Średnio od lat niewiele się zmienia.

      Usuń
    2. Izzy, ale w naszym oa nie została przeprowadzona od dłuższego czasu żadna adopcja ( a przed naszą grupą są jeszcze wcześniejsze, nadal oczekujące). I rozkładają ręce z jedną wielką niewiadomą. A maluchy są, tylko na poziomie pcpr, i do ośrodka nie trafiają.
      Nam już podczas spotkań indywidualnych powiedziano, że naprawdę nie ma co dzwonić, bo to niczego nie przyspieszy. Ja to bym mogła dopytywać się jak ten osiołek ze Shreka "daleko jeszcze...?" ;)

      Usuń
    3. @Hephalump
      Nie twierdzę tylko wiem z OA. U nas tak jak u Matecznik nie ma dzieci wcale, podczas gdy w 2013 kiedy my zaczynaliśmy procedurę, z poprzedniej grupy czekały tylko 2 pary.
      Wiem też, że coraz więcej jest nieudanych adopcji, bo ośrodki by nie zostać zamknięte często "wypychają" dzieci do rodzin. O jednej sprawie być może nawet będzie niedługo głośno. To nie moje wymysły, choć być może w niektórych OA jest inaczej. Statystyki to tylko liczby.

      @Matecznik, jeśli nie została przeprowadzona żadna adopcja to faktycznie kiepsko. Trudno tu cokolwiek radzić, niektórzy próbują w 2 ośrodkach, nie wiem co Ci serducho podpowiada a co rozum... :( Na jakie dzieciątko macie kwalifikację?
      Ze Shrekiem przypomniało mi się jak wyjechaliśmy z Zakopanego na zakorkowaną Zakopiankę a maluchy pytają, czy już jesteśmy, bo się zatrzymaliśmy ;)
      Ale do rzeczy. Mimo tego wszystkiego u nas w OA też czekają pary cierpliwie, naprawdę wspaniali ludzie, którym życzę jak najszybciej dzieciątka, tak jak Tobie.

      P.S. Nam też mówili, żeby nie dzwonić, a potem się dowiedziałam, że dobrze, że dzwoniliśmy. Eh, już sama nie wiem.

      Usuń
    4. Cierpliwości w czekaniu na Nasze dziecko (dzieci) nie brakuje :), tylko jakiegokolwiek znaku, że tu gdzie czekamy się pojawi. Tak jak wcześniej nam mówiono, że nasze dziecko się u nich odnajdzie, tak teraz jest wielka niewiadoma czy w ogóle się pojawi. Nie ma zapewnień, że trzeba będzie jedynie dłużej czkać, tylko pojawia się kwestia czy czekanie przyniesie rezultat.

      W naszym OA nie było odrębnej kwalifikacji (o jakiej wszędzie czytałam), na ostatnich zajęciach wszyscy dostaliśmy dokument o przebytych szkoleniach, z dopowiedzeniem, że teraz pozostaje tylko oczekiwanie na TEN telefon. Miało być jeszcze jedno spotkanie indywidualne każdej z par (pod koniec szkoleń), w celu ostatecznego ustalenia przedziału wiekowego dzieci. Jednak żadne dodatkowe spotkanie nie miało miejsca.

      Usuń
  3. Można sprawdzić ile naprawdę OA przeprowadziło ostatnio adopcji prosząc o te dane w trybie dostępu do informacji publicznej w organie nadzoru (urząd marszałkowski). Ośrodki na koniec roku składają sprawozdanie do organu nadzoru i tam te informacje powinny być. Można oczywiście w tym samym trybie poprosić o dane samo OA (w końcu ośrodek realizuje zadania publiczne) ale pewnie jako osobom będącym w procesie adopcji może wam być niezręcznie. Ja w przypływie frustracji poprosiłam koleżankę o złożenie takiego wniosku i dostałam dość szczegółowe dane (ilość dzieci, wiek, łączenie rodzeństw itp.).

    Liczba adopcji nie spada ale zmienia się trochę ich struktura. Spora część adopcji małych dzieci/niemowląt to tzw. adopcje wewnątrzrodzinne (np. przysposobienie dziecka żony przez męża albo na odwrót) co niestety bywa ukrytą formą adopcji ze wskazaniem. Sporo jest też łączenia rodzeństw - więc nawet jeśli jest niemowlę to zazwyczaj trafia do rodziny gdzie jest już starsze rodzeństwo. Ewentualnie adopcji przez rodziny zastępcze, które od razu deklarują adopcyjną motywację a jedynie wybierają inną drogę. W naszym rejonie do adopcji idą albo niemowlaki (mało ale są) albo dzieci w wieku przedszkolnym i to raczej późno przedszkolnym. Dzieci w przedziale 1-4 jest podobno bardzo mało z uwagi na przeciągające się procedury związane z pozbawieniem praw RB.

    My w tym całym systemie siedzimy od 2011 r. kiedy pierwszy raz zgłosiliśmy się do OA. Pierwsze dziecko poznaliśmy po nieco ponad 2 latach. Po raz drugi do OA zgłosiliśmy się w 2014 i telefon zadzwonił po... 4 latach. Po 3 latach bezowocnego czekania byliśmy tak sfrustrowani, że złożyliśmy dokumenty w OA w sąsiednim województwie. Uznano nam kwalifikację ale musieliśmy odbyć dwa spotkania z pracownikami OA, napisać nowe testy i odbyć wizytę domową. Chodziło o to żeby nowy OA trochę nas poznał. Ostatecznie telefon zadzwonił z naszego macierzystego OK.

    Myślę, że warto spróbować w innym ośrodku. Zadzwonić, porozmawiać nie zaszkodzi a może będzie szybciej. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak obszerne informacje, które są bardzo pomocne i potrzebne.

      Tak, będziemy próbowali w innym ośrodku. Nam nie chodzi już o to, żeby było szybciej (choć nie ukrywam, że bardzo byśmy się ucieszyli z takiej możliwości), bo jesteśmy gotowi czekać tyle ile tylko trzeba, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku, ponieważ nie mamy po 25 lat. Chcemy mieć pewność, że czekanie ma cel.

      Nie do końca pojmuję jedną rzecz, to że są rodziny, które wybrały ścieżkę do adopcji poprzez rodzicielstwo zastępcze - rozumiem. Ale jakim cudem maleńkie dzieci trafiają do małżeństw, które nie mają żadnych szkoleń, i dopiero w trakcie jak już jest u nich dziecko to robią jakiś przyspieszony kurs na rodziców zastępczych. Tego niestety nie rozumiem, a w naszym regionie ponoć tak się dzieje, dlatego do ośrodka maluchy nawet nie są zgłaszane. Takie informacje z naszego OA.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Z tymi dziećmi w RZ to rzeczywiście dziwna sprawa. Może to też jakiś sposób na szybszą adopcję wewnątrzrodzinną? Niestety o rodzicielstwie zastępczym mam dość marne pojęcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, być może. To by wiele wyjaśniało.

      Jeżeli mogę zapytać, w jakim wieku są Wasze dzieci? Jak sobie radzicie?

      Usuń
  5. Nasze dzieci mają 5 lat i 7 miesięcy. Dobrze się rozwijają. Daja nam mnóstwo radości (czasem też wkurzają - wiadomo jak to dzieci). Jakoś sobie radzimy. Z boku wyglądamy pewnie na całkiem normalną rodzinę - szczęśliwa jak w reklamie proszku do prania ��

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz