Dokładnie rok po naszej pierwszej wizycie w ośrodku, złożyliśmy wszystkie wymagane dokumenty. Na kilka dni przed tą wizytą byłam zmuszona uaktualnić swój życiorys, a powodem były poważne zmiany jakie się dokonały w przeciągu jednego dnia, jednej diagnozy. Z małżeństwa radośnie starającego się o dzieci biologiczne i adopcyjne, staliśmy się parą, której największą szansą na rodzicielstwo jest adopcja. Może świat mi się nie zawalił, ale ziemia poważnie osunęła się spod nóg. Tak więc, druga wizyta w OA nie była może tak wesoła jak pierwsza, aczkolwiek radość była… w końcu w tym dniu, w tym momencie rozpoczęła się nasza droga do rodzicielstwa. Rodzicielstwa adopcyjnego.
Dokumenty zostały przyjęte, machina ruszyła, wkrótce się odezwą, mamy oczekiwać na telefon. Od tego momentu jeszcze intensywniej zaczęłam poszukiwać wszelakich informacji i opisów jak proces adopcji przebiegał u innych. Ile czasu mniej więcej się czeka na poszczególne etapy procedury, czego można się spodziewać. Zamawiałam i pochłaniałam kolejne książki o tematyce adopcyjnej, śledziłam coraz więcej historii rodzin, które cały proces mają już za sobą lub są w trakcie niego. I czekaliśmy aż u nas się wszystko zacznie. Jeden miesiąc cisza, drugi, trzeci, czwarty – telefon nadal milczy. Niecierpliwość zaczynała się dobijać, tym bardziej, że we wszystkich relacjach na jakie natrafiałam, na ten pierwszy telefon z zaproszeniem na testy psychologiczne nie czekało się zbyt długo.
Szczerze przyznam, że to była niezła lekcja cierpliwości. Po ośmiu miesiącach czekania rozpoczęliśmy spotkania indywidualne prowadzone przez panią psycholog i panią pedagog. A w zasadzie z jedną z nich, ponieważ druga była na zwolnieniu. Tak więc same testy się nieco opóźniały, i przybyło spotkań indywidualnych rozciągniętych w czasie. Nie było to dla nas problemem, bo w końcu coś zaczęło się dziać, ruszyliśmy z miejsca. Natomiast z początkiem października rozpoczęliśmy tak wyczekiwane przez nas zajęcia grupowe, a pod koniec października odbyła się wizyta domowa. W grudniu ukończyliśmy kursy, tym samym rozpoczynając nowy etap: oczekiwania na TEN telefon.
W skrócie:
czerwiec 2016r. - złożenie całej dokumentacji
luty-czerwiec 2017r. - spotkania indywidualne, testy
październik 2017r. - wizyta domowa
październik – grudzień 2017r. - szkolenia grupowe
od grudnia 2017r. - oczekiwanie na TEN tel.
Dokumenty zostały przyjęte, machina ruszyła, wkrótce się odezwą, mamy oczekiwać na telefon. Od tego momentu jeszcze intensywniej zaczęłam poszukiwać wszelakich informacji i opisów jak proces adopcji przebiegał u innych. Ile czasu mniej więcej się czeka na poszczególne etapy procedury, czego można się spodziewać. Zamawiałam i pochłaniałam kolejne książki o tematyce adopcyjnej, śledziłam coraz więcej historii rodzin, które cały proces mają już za sobą lub są w trakcie niego. I czekaliśmy aż u nas się wszystko zacznie. Jeden miesiąc cisza, drugi, trzeci, czwarty – telefon nadal milczy. Niecierpliwość zaczynała się dobijać, tym bardziej, że we wszystkich relacjach na jakie natrafiałam, na ten pierwszy telefon z zaproszeniem na testy psychologiczne nie czekało się zbyt długo.
Szczerze przyznam, że to była niezła lekcja cierpliwości. Po ośmiu miesiącach czekania rozpoczęliśmy spotkania indywidualne prowadzone przez panią psycholog i panią pedagog. A w zasadzie z jedną z nich, ponieważ druga była na zwolnieniu. Tak więc same testy się nieco opóźniały, i przybyło spotkań indywidualnych rozciągniętych w czasie. Nie było to dla nas problemem, bo w końcu coś zaczęło się dziać, ruszyliśmy z miejsca. Natomiast z początkiem października rozpoczęliśmy tak wyczekiwane przez nas zajęcia grupowe, a pod koniec października odbyła się wizyta domowa. W grudniu ukończyliśmy kursy, tym samym rozpoczynając nowy etap: oczekiwania na TEN telefon.
W skrócie:
czerwiec 2016r. - złożenie całej dokumentacji
luty-czerwiec 2017r. - spotkania indywidualne, testy
październik 2017r. - wizyta domowa
październik – grudzień 2017r. - szkolenia grupowe
od grudnia 2017r. - oczekiwanie na TEN tel.
Droga adopcyjna uczy cierpliwości. Ale teraz jesteście już na ostatniej prostej.
OdpowiedzUsuńTo prawda, choć należę do tych cierpliwych to przyznaję, że te pierwsze 8 m-cy oczekiwania to był niezły trening. Teraz będziemy czekać dłużej, ale tak jak piszesz, to już ostatnia prosto więc będziemy czekać tyle ile potrzeba :)
OdpowiedzUsuńŻycie często na zaskakuje ale tak gwałtowne zmiany w życiorysie nie przytrafiają się wszystkim. Może to coś dla "wybranych"?
OdpowiedzUsuńNajważniejsza zmiana jednak przed Wami i miejmy nadzieję, że już wkrótce...
:)
Jeszcze wczoraj napisałabym, że ze spokojem cierpliwie czekamy. Dzisiaj spokój został zaburzony, ale...nie ma tego złego ;)
UsuńMyślę, że każdy z nas jest "wybrany", kwestia dźwignięcia tego krzyża i ruszenia, nawet maleńkimi krokami, byle do przodu.
Ok, już wszystko wiem :)
OdpowiedzUsuńJa zawsze wszystkim powtarzam, że czekamy na NASZE dziecko, a nie dziecko, więc Wasz czas jeszcze nie nadszedł. Zgadzam się z mamą Tygrysa, że adopcja uczy cierpliwości i też pokory. Najważniejsze, że potem już tego czekania się nie pamięta, uwierz mi na słowo :)
Tak. Czekamy na NASZE dziecko (dzieci). Jak to nawet pięknie brzmi :)
OdpowiedzUsuń